25.08.2025
Do 5 lat więzienia i 5 tys. zł grzywny za przemoc wobec lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych czy strażaków. Rząd przyjął nowelizację kodeksu karnego. To efekt serii ataków na pracowników ochrony zdrowia. Oświęcim, Kluczbork, Słupsk, Zakopane – co łączy te miasta? Niestety, nie chodzi tutaj o walory turystyczne. Właśnie w tych miastach, w ostatnich tygodniach zaatakowano ratowników medycznych. Tak jak w styczniu w Siedlcach, gdzie atak na ratownika okazał się śmiertelny. Kolejny przykład to Kraków i atak nożownika w szpitalu na dr. Tomasza Soleckiego, którego nie udało się uratować. Środowisko ratowników medycznych nie ukrywa, że zaostrzenie przepisów było przez nich bardzo wyczekiwane.
– Moja pierwsza reakcja to ulga – wreszcie pojawił się sygnał, że nasze bezpieczeństwo zaczyna być traktowane poważnie. Pracujemy w bardzo trudnych warunkach, często pod ogromną presją czasu, emocji pacjentów i ich rodzin. Niestety, coraz częściej zdarza się, że zamiast wdzięczności spotykamy się z agresją słowną, a nawet fizyczną. Do tej pory mieliśmy poczucie, że prawo nie chroni nas w wystarczającym stopniu. Nowelizacja to krok w dobrym kierunku i pewne wyrównanie do standardów europejskich. W Wielkiej Brytanii już kilka lat temu wprowadzono ustawę Assaults on Emergency Workers (Offences) Act, dzięki której atak na ratownika czy lekarza traktowany jest jak atak na funkcjonariusza publicznego, z możliwością wymierzenia surowych kar. Podobnie w Niemczech – tam kodeks karny jasno określa, że napaść na pracownika służby medycznej podczas wykonywania obowiązków służbowych to przestępstwo zagrożone wysoką karą. W Polsce długo brakowało takich regulacji, przez co sprawcy czuli się praktycznie bezkarni – mówi dr Daniel Ślęzak, p.o. kierownika Zakładu Ratownictwa Medycznego GUMed.
Dzięki zmianom w prawie to ma się zmienić. Dr D. Ślęzak uważa, że ostrzejsze kary to wystarczający straszak dla potencjalnych agresorów, ale…
– Warunek jest jeden – to prawo musi być stosowane w praktyce. Jeśli skończy się tylko na wpisaniu kar do kodeksu, a sądy w dalszym ciągu będą skłaniały się ku łagodnym wyrokom albo umorzeniem, to żaden ratownik nie poczuje realnej ochrony. Warto przywołać przykład Hiszpanii, gdzie za atak na personel medyczny grozi nawet kara wieloletniego więzienia, a przypadki napaści nagłaśnia się w mediach. Dzięki temu widać wyraźnie, że państwo stoi po stronie medyków. W Polsce potrzebujemy podobnego podejścia – sprawy muszą być prowadzone szybko i konsekwentnie, tak by agresorzy mieli świadomość, że nie unikną odpowiedzialności.
Szybkie karanie agresorów, to jedno, ale zdaniem dr. D. Ślęzaka ważna jest także edukacja i kampanie medialne, takie jak chociażby w krajach skandynawskich. W Polsce często zdarza się, że agresja pacjentów wynika z frustracji i niewiedzy. Jego zdaniem, poza nowelizacją kodeksu karnego, warto również pomyśleć o kolejnych rozwiązaniach.
– W Niemczech i Holandii zespoły ratownicze mają możliwość szybkiego wezwania wsparcia policji, a w newralgicznych rejonach funkcjonują wspólne patrole. W wielu szpitalach na Zachodzie standardem jest monitoring, systemy alarmowe oraz specjalnie przeszkolony personel ochrony. U nas wciąż zdarza się, że na SOR-ze jeden ochroniarz musi „ogarniać” kilkudziesięciu wzburzonych pacjentów i rodzin. Równie ważne są szkolenia dla ratowników z zakresu deeskalacji konfliktów – tak, by w sytuacjach granicznych potrafili bezpiecznie zapanować nad emocjami pacjenta czy rodziny.
Reasumując, zaostrzenie kar za ataki, to krok w dobrą stronę, ale potrzebnych jest jeszcze co najmniej kilka takich kroków. Ratownicy zachowują umiarkowany optymizm w tej sprawie.
– Atmosfera w środowisku ratowników jest mieszana. Z jednej strony pojawiła się nadzieja – bo nowe przepisy pokazują, że ktoś wreszcie dostrzegł problem i podjął realne działania. To daje nam poczucie, że nie jesteśmy zostawieni sami sobie. Wielu moich kolegów mówi, że po raz pierwszy od dawna widzą światełko w tunelu, jeśli chodzi o poprawę bezpieczeństwa. Z drugiej jednak strony, lęk wciąż jest obecny. Seria ataków z ostatnich miesięcy mocno odbiła się na psychice środowiska – znam osoby, które po pobiciach czy groźbach potrzebowały pomocy psychologicznej. Podczas dyżurów temat agresji wciąż powraca, a część ratowników przyznaje, że jadąc na wezwanie do nietrzeźwego pacjenta czy w okolice, gdzie częściej dochodzi do incydentów, czują zwyczajny strach. Widać w nas więc ostrożny optymizm – chcemy wierzyć, że nowe przepisy zmienią rzeczywistość. Ale dopiero pierwsze wyroki i konsekwentne egzekwowanie prawa pokażą, czy rzeczywiście agresja wobec medyków zacznie być traktowana tak poważnie jak np. w Wielkiej Brytanii, gdzie już po kilku pierwszych procesach liczba napaści zaczęła zauważalnie spadać – dodaje dr D. Ślęzak.