Rozmowa z prof. dr. hab. med. Jackiem Jassemem

25.04.2025

W onkologii profilaktyka ma ogromne znaczenie – około 2/3 nowotworów ma przyczyny, na które mamy wpływ. O nowotworach, systemie opieki zdrowotnej w Polsce oraz o nowoczesnym modelu konferencji naukowej opowiada prof. dr hab. med. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii GUMed.

prof. Jacek Jassem
prof. Jacek Jassem

– Panie Profesorze, od kilkunastu lat organizuje Pan Debaty Onkologiczne – konferencję w stylu oksfordzkim. Sadzamy dwóch ekspertów w danej dziedzinie i słuchacze mają stwierdzić, który z nich w tym sporze ma rację. To świetna forma edukowania lekarzy i studentów.

– W ciągu roku odbywają się w Polsce setki konferencji medycznych. W onkologii prawie co tydzień. W większości mają formę wykładów czy paneli dyskusyjnych. Rzadko zdarzają się debaty poruszające zagadnienia kontrowersyjne i nie do końca oczywiste. Formuła debaty oksfordzkiej pochodzi z XIX–wiecznej anglosaskiej uniwersyteckiej tradycji i początkowo dotyczyła tematów politycznych. Później obejmowała kolejne dziedziny, ponieważ pozwala szerzej poznać dane zagadnienie. Są to intelektualne pojedynki, w których adwersarze używają wszelkich środków opartych na istniejącej wiedzy, aby przekonać słuchaczy do swojego stanowiska. Zwycięzcą jest ten, kto ma lepsze argumenty lub większą zdolność przekonywania.

– Ale tu chyba nie o zwycięstwo chodzi.

– Oczywiście, to jest mniej istotne. Chodzi przede wszystkim o to, by dostarczyć uczestnikom dodatkowej wiedzy i krytycznej oceny poruszanego zagadnienia. Wymyśliłem kilkanaście lat temu taką formułę konferencji, ponieważ wydawało mi się, że może być ciekawsza niż zwykłe wykłady. Tradycyjny wykładowca może oczywiście przedstawić swoje wątpliwości, ale w debacie są one bardziej wyartykułowane. Dodatkową zaletą jest czynny udział słuchaczy, którzy pełnią tu rolę jury i wyrażają swoją opinię w formie głosowania przed i po debacie. Czasami z założenia jeden z wykładowców już na wstępie ma więcej naukowych argumentów. Czasem jednak musi wystąpić w roli adwokata diabła, czyli przedstawić tezę, z którą niezupełnie się zgadza. Nie jest więc istotne, ile osób głosowało za jednym czy drugim stanowiskiem. Ważniejsze jest to, na ile zmieniła się opinia uczestników po debacie. Jest w tym oczywiście pewien element wspólnej zabawy. Zakładamy, że wykładowcy zrobią to ze swadą i humorem, często z odrobiną ironii. Czasami wystąpieniom towarzyszą salwy śmiechu, bo niektórzy wykładowcy potrafią rozbawić publiczność, ale dzięki temu nasze debaty cieszą się dużym zainteresowaniem.

– W programie tegorocznych Debat widziałam również takie tematy, które wydają się być niedyskutowalne – na przykład „Czy leczenie onkologiczne można prowadzić w domu?” Wydaje się, że jest to dość proste pytanie.

– Celowo wybrałem ten temat, ponieważ Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało odwracanie piramidy świadczeń zdrowotnych. Jest to słuszne, ponieważ na całym świecie istnieje zasada, że wszystkie świadczenia, które nie wymagają pobytu w szpitalu należy realizować właśnie w trybie ambulatoryjnym czy jednodniowym. Polski model ochrony zdrowia oparty jest natomiast w dużym stopniu na hospitalizacji, która jest, i mówię to z całym przekonaniem, nadmierna. Jeśli na przykład porównamy odsetek chorych hospitalizowanych w trakcie radioterapii, leczenia systemowego czy małej chirurgii, na przykład wycięcia zmiany w piersi czy nowotworu skóry, to okazuje się, że w Polsce są one wykonywane zbyt często w ramach stacjonarnego pobytu w szpitalu. Naszym celem w tej debacie jest pokazanie, że wiele z tych procedur można zrealizować w formie ambulatoryjnej – chory może na przykład przyjść na zabieg i po paru godzinach wrócić do domu. Oczywiście pytania „czy można leczyć w domu?” nie można traktować dosłownie. Chodzi o to, czy ten chory tak często musi leżeć w szpitalu.

– Może nam w systemie jeszcze czegoś brakuje, na przykład uprawnień dla pielęgniarek, które mogłyby wspierać pacjentów, dając im pewnie większy komfort.

– Absolutnie. Wadą naszego systemu ochrony zdrowia jest to, że zbyt wiele procedur wykonują lekarze. Przykłady z innych krajów pokazują, że wiele ich czynności można powierzyć pielęgniarkom, asystentom lekarza czy innym pracownikom ochrony zdrowia, zmniejszając obciążenie lekarzy. Przykładowo w onkologii mamy w tej chwili w Polsce około tysiąca onkologów klinicznych, nieco mniej radioterapeutów. I ci ludzie muszą obsłużyć kilkaset tysięcy pacjentów onkologicznych w fazie aktywnego leczenia lub obserwacji. Wykonują właściwie wszystkie czynności związane z opieką, nawet te najprostsze, jak zebranie wywiadu czy badanie przedmiotowe, które mogłaby równie dobrze wykonać pielęgniarka. Po to się przecież kształci pielęgniarki, aby mogły się realizować zawodowo. Niektóre procedury są wręcz niepotrzebne, na przykład wieloletnia onkologiczna kontrola po leczeniu. W Polsce chory przychodzi czasami przez dekady do poradni onkologicznej, podczas gdy wystarczyłaby kontrola sprawowana przez lekarza POZ lub pielęgniarkę. Czasem wystarczy teleporada – jeśli pacjent zgłasza niepokojące objawy – wzywa się go na wizytę. To na pewno bardzo oszczędza zasoby w systemie, zarówno finansowe, jak i ludzkie.

– Więc tu byśmy szukali oszczędności w ministerstwie i w systemie, niekoniecznie w innych obszarach.

– Oszczędności można szukać w wielu miejscach. Jest jeden warunek – to nie może być oszczędność kosztem pacjenta. Istnieją na przykład procedury, które są wykonywane niepotrzebnie i nadmiernie, a czasami są nawet szkodliwe. Ostatnio ukazał się bulwersujący artykuł mówiący o tym, że wielokrotnie powtarzane badania tomokomputerowe zwiększają ryzyko raka. A jest to przecież podstawowe badanie obrazowe w onkologii! Nie można nim jednak szafować, bo jest to promieniowanie jonizujące ze wszystkimi tego skutkami. Może warto się czasem trzy razy zastanowić czy koniecznie trzeba je wykonać.

– Jakie jest obecnie największe wyzwanie w onkologii?

– Jestem klinicystą z ponad 50-letnią praktyką – przez całe życie zawodowe leczyłem więc chorych na nowotwory. Onkologia zrobiła w tym czasie ogromne postępy i obecnie większość chorych potrafimy wyleczyć. Oprócz leczenia ważna jest również profilaktyka. Społeczeństwa na świecie, zwłaszcza w krajach rozwiniętych, bardzo się starzeją. W pewien sposób „dożywamy raka”, ale też innych przewlekłych chorób związanych z wiekiem – układu krążenia, płuc, nerek czy innych narządów. Wcześniej te choroby rzadziej były przyczyną zgonów, gdyż ludzie umierali znacznie wcześniej – często już po porodzie, ale także z powodu pandemii czy wojen. W końcu obecne pokolenia żyją bez wojny najdłużej w historii Polski, to też ma duże znaczenie. Nie jesteśmy jednak skazani na raka i możemy bardzo wiele dla siebie zrobić, bo około 2/3 nowotworów ma przyczyny, na które mamy wpływ. Jeżeli nie podejmiemy radykalnych działań profilaktycznych ten system się załamie. Od wielu lat w miarę moich możliwości, czasami również w ramach organizacji pozarządowych, które założyłem, staram się przekonywać polityków i społeczeństwo, że nasze zdrowie jest w naszych rękach, zwłaszcza w onkologii. Między innymi zawsze z dumą podkreślam, że jestem autorem ustawy o zakazie palenia w miejscach publicznych, która jak sądzę uratowała więcej Polaków, niż moja wieloletnia praca kliniczna.

– I oby takich inicjatyw było jak najwięcej. Bardzo dziękuję za rozmowę.


Małgorzata Kaliszewska, rzeczniczka prasowa GUMed, Julia Bereszczyńska, Dział Promocji i Komunikacji GUMed

fot. Paweł Sudara